piątek, 15 października 2010

Teielte - "Homeworkz"

Gdyby Flying Lotus urodził się w Polsce bez wątpienia pochodziłby z Płocka i nazywał się Paweł Strzelczyk, bo właśnie takie imię i nazwisko nosi Teielte, który 20 września zadebiutował na rynku albumem Homeworkz. Na krążku przedstawiciela JuNouMi Crew nie można nie dostrzec inspiracji producentem z Los Angeles, do czego zresztą sam Teielte się przyznaje. Osiem tracków znajdujących się na albumie płocczanina znakomicie współgra ze sobą, z drugiej jednak strony prowadząc nas po naprawdę ciekawych i niemonotonnych muzycznych krainach.

Downtempo nigdy nie było zbyt popularne w kraju nad Wisłą. Tym bardziej cieszą pozytywne recenzje zarówno z rodzimego podwórka jak i poza granicami. Płyta została ponoć ciepło przyjęta za oceanem, a to chyba najlepsza rekomendacja dla krążka zawierającego miks takich stylów jak właśnie downtempo, dubstep, chillout i instrumental hip-hop. Sam Teielte żartuje zresztą, że podobny materiał mogliby stworzyć Chemical Brothers wraz z zespołem Air i kilkoma drinkami. Może nawet jest w tym trochę racji, choć osobiście Homeworkz kojarzy mi się już bardziej z twórczością Francuzów niż Brytyjczyków.

Dużym plusem jest wybór utworu Dark Voices na singiel. To chyba najlepszy i najbardziej wpadający w ucho kawałek na płycie. Moim zdaniem na drugi singiel powinien pójść Limpid, ale kto by tam się przejmował moją opinią.

Jeszcze parę słów o samym wydaniu. Nakład wynoszący zaledwie 200 egzemplarzy raczej nie rozszedł się w mgnieniu oka, bo zamówienie złożyłem kilka dni po rozpoczęciu sprzedaży wysyłkowej i płytę dostałem, ale i tak cieszę się niezmiernie, że jestem posiadaczem jednego z krążków. Co do okładki to nie powiem, podoba mi się, bo lubię minimalizm w tej dziedzinie. Nie mogę się jednak pozbyć skojarzeń z coverem Cosmogrammy. Czyżby kolejna inspiracja Flying Lotusem? Pomijam to, że płyta została wydana w digipacku za którymi nie przepadam, pominę też to, że moje biedne, schorowane oczy ledwo mogły doczytać się tytułów na tylnej okładce, ale tego, że gdy odpakowałem płytkę i zauważyłem na lusterku kawałek przyklejonej gumy, pominąć już nie mogę! Nie był to może duży kawałek, ale na pewno był lepki, gumopodobny i bez lekkiego porysowania płyty usunąć się nie dał. Ech, czasami zaczynam popierać karę śmierci.

Podsumowując, polska scena muzyczna ma kolejnego artystę, którego w naszym kraju nikt poza grupką zapaleńców nie doceni, natomiast za granicą może stać się równie rozpoznawalny jak Behemot czy Kapela ze Wsi Warszawa. Taka już kolej rzeczy. Mimo to gratuluję bardzo dobrego krążka i proszę o więcej.

Teielte – Homeworkz (2010, U Know Me Records)
Ocena: 8/10 – bardzo dobre

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy