wtorek, 2 listopada 2010

Mikołaj Bugajak - "Strange Sounds and Inconceivable Deeds"


Mikołaj Bugajak, Mikołaj Bugajak, Mikołaj Bugajak... kto to, kurde, jest? I dlaczego jego zaledwie 17-minutowy album Strange Sounds and Inconceivable Deeds jest tak dobry? Nie brzmi mi to nawet znajomo. A powinno? Nie mogę sobie tej muzyki skojarzyć z żadnym znanym mi wykonawcą, czy producentem. A no tak! Już wiem! I wy też wiecie... tylko jeszcze o tym nie wiecie. Wiecie, albo będziecie wiedzieć, że warto wydać trochę grosza na album pana Bugajaka, bo go znacie i lubicie. Tylko nie pod tym nazwiskiem, w całkiem innej stylistyce, ale znacie. A jak nie, to się wstydźcie. Pan Bugajak, który dotychczas zasłynął w naszym kraju głównie produkcjami z gatunku hip-hop i elektronika, wydał coś nowego, coś świeżego i coś fajnego. Co tu dużo mówić. Dobra robota Noon!

Jaką płytą są Dziwne dźwięki i niepojęte czyny? Na pewno wyjątkową i to z kilku względów. Po pierwsze dlatego, że album jest połączeniem syntetycznych dźwięków z żywymi instrumentami. Cała masa jest tam fortepianu i wiolonczeli, słychać też klarnet i kontrabas, o czym zresztą przeczytać możecie w oficjalnym opisie płyty. Takie połączenie daje wrażenie naturalności tej muzyki. Ona płynie, uspokaja, pozwala się wsłuchać. Przypomina trochę album do muzykoterapii, co w tym przypadku jest jednak komplementem. Noon już podczas swoich poprzednich wydawnictw słynął z dopracowania. Na nowym nie ma ani jednego zbędnego dźwięku. Niektóre są zaskakujące, niektóre mogą nawet wzbudzać niepokój, ale żaden nie znalazł się tam przypadkiem. Mało jest u nas tak dojrzałej i przemyślanej muzyki. Co jeszcze wyróżnia ten album od poprzednich dzieł Bugajaka, a o czym mówi sam autor, to to, że płyta ta została skomponowana a nie wyprodukowana. Dlatego między innymi została wydana pod imieniem i nazwiskiem, a nie pod pseudonimem, o czym Noon wspomina w wywiadzie dla cgm.pl.

Zauważam jednak jeden wielki minus. Już drugi raz z rzędu warszawski producent uracza nas albumem bardzo krótkim. Dwa lata temu dostaliśmy niespełna dwudziestominutowe Pewne Sekwencje, teraz jeszcze krótsze Strange Sounds and Inconceivable Deeds. Szkoda, że jeden z nielicznych polskich artystów, którzy prezentują poziom międzynarodowy i wydają swoją muzykę także za granicą, dostarcza nam pięć do sześciu utworów co dwa lata. Słucham tego krążka raz za razem i wciąż mam wrażenie niedosytu. Bo dostaliśmy album bardzo dobry, nietypowy, zawierający muzykę jakiej jeszcze w Polsce nie grano, ale taki, który ledwo się zacznie, a już trzeba odtwarzać go od początku. To wielki minus tej płyty. Oczywiście można się tłumaczyć, że chodzi o jakość, a nie o ilość, ale czy to wypełni tę pustkę, gdzie powinna grać muzyka?

Album oczywiście na plus, ale czekamy na więcej Panie Bugajak, bo ciągle nie możemy się nasycić pańską muzyką.

Mikołaj Bugajak - Strange Sounds and Inconceivable Deeds (2010, Nowe Nagrania)
Ocena: 7/10 - mocne

2 komentarze:

  1. Uwielbiam go. Za całokształt.

    OdpowiedzUsuń
  2. To fakt, chciałoby się słuchać więcej nowej muzyki od Mikołaja Bugajaka. Czas pokaże, czy "Strange Sounds and Inconceivable Deeds" zwiastuje kolejne projekty muzyczne tego producenta.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy