środa, 29 grudnia 2010

The Asteroids Galaxy Tour - "Fruit"

Jeżeli można użyć stwierdzenia, że alkohol wpływa na nasze gusta muzyczne, to zespół The Asteroids Galaxy Tour świetnie się w tą zasadę wpasowuje. Zapewne ten duński duet nigdy nie dotarłby do szerszej publiczności, gdyby nie niedawna reklama Heinekena, w której wykorzystano ich utwór. Ma on tytuł The Golden Age i pochodzi z wydanej w 2009 roku płyty Fruit.

Muzyka wykonywana przez The Asteroids Galaxy Tour to najprościej mówiąc alternatywny pop z elementami elektroniki. Najbardziej charakterystyczny w muzyce zespołu jest głos wokalistki - Mette Lindberg. Drugim członkiem formacji jest Lars Iversen, odpowiedzialny za produkcję muzyczną.

Osobiście jestem zaskoczony, że tak młody, bo założony w 2008 roku zespół, zdołał w swoim debiucie na rynku fonograficznym wydać tak spójny i niemonotonny album. To rzadki wyczyn we współczesnej muzyce. Inna sprawa, że na Fruit znajduje się tylko 10 stałych kompozycji i jedna bonusowa, w zależności od wydania. Cały album brzmi raczej wesoło i odprężająco. Oprócz wspomnianego już The Golden Age, najbardziej wyróżnia się nieco spokojniejsze Crazy, choć to nie ten utwór, ale The Sun Ain't Shining No More i Around the Bend reprezentowały album kolejnymi singlami.

Muzyka The Asteroids Galaxy Tour nie jest może specjalnie ambitna, ani nie zawiera wybitnych kompozycji, ale z pewnością doskonale spełnia funkcję ludyczną. Fruit jest świetnym albumem, aby się odprężyć, czy pobawić na imprezie. Muzyka łatwa, ale z pewnością warta polecenia.

PS Wrzucam wam poniżej wspomnianą na początku reklamę Heńka. :)

The Asteroids Galaxy Tour - Fruit (2009, Small Giants)
Ocena: 6/10 - solidne

niedziela, 26 grudnia 2010

Niedzielna videoteka - odc. IX

Damian Marley - Road to Zion (featuring Nas)
Utwór, który stał się początkiem współpracy, której efektem jest tegoroczny album Distant Relatives. Pochodzi z debiutanckiego albumu Damiana - Welcome To Jamrock.


Hocus Pocus - Hip Hop

Napiszę może tak: "Kto zna - brawo! Kto nie zna, ten niech szybko złapie zajawkę!" Francuski rap z dedykacją.


Pablopavo & Ludziki - Dym Dym

Telehon - debiutancki krążek Pablopavo, na co dzień wokalisty Vavamuffin, nagrany wspólnie z zespołem Ludziki, był jednym z najlepszych albumów 2009 roku. Drugi singiel z tej płyty to właśnie Dym Dym z niesamowitym teledyskiem autorstwa Łukasza "Ruskiego" Rusinka. Ja byłem osobiście zauroczony, gdy go zobaczyłem. A wy?


Republika - Śmierć na pięć
22 grudnia obchodziliśmy kolejną, dziewiątą już rocznicę śmierci Grzegorza Ciechowskiego. Śmierć na pięć to ostatni utwór, który wokalista Republiki zdążył skończyć.

piątek, 24 grudnia 2010

Wesołych Świąt!

 
Wszystkim tym, którzy już zasiedli, bądź za chwil parę zasiądą do wigilijnej kolacji chciałem w imieniu redakcji złożyć życzenia pogodnych, wesołych, pełnych miłości i satysfakcji Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w gronie rodziny i bliskich z ciepłem w sercu i przyjemnym chłodem za oknami! Wesołych! :)

środa, 22 grudnia 2010

ŚP. G.C.


Dziewięć lat temu polska scena muzyczna zmieniła się. Zaczęło w niej czegoś brakować. Powód był prosty a zarazem tragiczny. Dziewięć lat temu z powodu tętniaka serca zmarł Grzegorz Ciechowski.

Nazwisko Ciechowskiego odcisnęło na polskiej muzyce rockowej piętno tak mocne, że do dziś może nie do końca świadomie, obserwujemy efekty działalności lidera Republiki. Trudno przywołać cały wpływ wokalisty na polską scenę. Niemal dwadzieścia albumów (m.in. z Republiką, oraz solowe jako Obywatel G.C., Grzegorz z Ciechowa a także pod własnym nazwiskiem) i produkcja muzyki dla takich artystów jak Justyna Steczkowska, Kasia Kowalska czy Kayah. To z pod jego ręki wyszły teksty do Zostawcie Titanica Lady Pank czy Nie pokonasz miłości Roberta Gawlińskiego.

Ciechowski poza tym, że stworzył cały szereg niezapomnianych utworów, był też Osobowością. Postacią niezwykle wyrazistą, często wręcz kontrowersyjną. Niektórzy pamiętają zapewne występ Republiki na festiwalu w Jarocinie w 1985 roku. Zespół przywitały gwizdy i lecące w kierunku sceny maślanki i pomidory. Niechęć była spowodowana odwołaniem koncertu na poprzednim festiwalu. Ciechowski krzyknął wtedy do publiczności „Czy znajdzie się wśród was jakaś szmata do wytarcia instrumentów?” a chwilę potem zagrał prawdopodobnie najlepszy koncert w historii Republiki. Atmosfera pod sceną zmieniła się nie do poznania. Publika śpiewała Sto lat!, żądała bisów. Nie wyszli. Cichowski stwierdził, że nie warto.

Praca Ciechowskiego zakłócana była przez skomplikowane życie osobiste. Rozwód z pierwszą żoną, Joanną Muchińską, potem romans z aktorką Małgorzatą Potocką, z którą miał córkę Weronikę, zakończony zdradą wokalisty, następnie kolejny ślub z Anną Wędrowską z którą miał trójkę dzieci. Życie Ciechowskiego to istna sinusoida, gdzie raz odnosił sukcesy by zaraz później skończyć z niczym. Na przełomie wieków wydawało się, że wszystko powoli wraca na właściwy tor. Republika znów zaczęła nagrywać, a wokalista układał sobie życie. Jednak 22 grudnia 2001 roku wszystko uległo zmianie. Ciechowskiego zabił tętniak serca. Nie pomogła zorganizowana w trybie natychmiastowym operacja. Twórca takich przebojów jak Kombinat, Telefony czy Mamona odszedł, zostawiając tak wiele nienapisanych tekstów, tak wiele niezaśpiewanych utworów.

Do dziś ukazują się liczne kolekcjonerskie wydania piosenek artysty. 16 marca 2002 roku odbył się pożegnalny koncert Republiki pt. Kombinat, gdzie zespołowi towarzyszyli młodzi artyści. W 2008 roku polscy wykonawcy, m.in. Raz, Dwa, Trzy, Hey i Ryszard Rynkowski zaśpiewali kompozycje Republiki na specjalnym koncercie pt. Pejzaż bez Ciebie. Poniżej możecie obejrzeć fragment tego widowiska, w którym Grzegorz Turnau wykonuje ostatni nagrany przez Ciechowskiego utwór - Śmierć na pięć. Utwór niestety tak proroczy.

niedziela, 19 grudnia 2010

Niedzielna videoteka - odc. VIII

Czy Stanisław D.-W. mówił coś o pisaniu bloga? Chyba nie. Właściwie, nawet jeśli mówił to mam to gdzieś. Według niego i tak wszystko robię źle. Zacznę też źle, od "więc".

Więc to ja dziś zrobię videotekę. (Cholera, to zdanie jest do dupy, ale niech zostanie.)

Depeche Mode - Enjoy the Silence
Czy komuś muszę opowiadać o Depeche Mode? Nie widzę lasu uniesionych rąk. Tym, którzy jednak rękę podnieśli, radzę iść do spowiedzi*, a później zajrzeć chociażby do Wikipedii i poczytać.


* Spowiedź polecam nie dlatego, że podnoszenie ręki to grzech (chyba, że mówimy o prawej ręce podniesionej pod kątem ok 45 st. tak, że widać spód dłoni). Grzechem jest natomiast brak elementarnej wiedzy muzycznej.

Rammstein - Ohne Dich
Rammstein (niem.: ramm - tryk, stein - kamień, tryk - samiec owcy gotowy do rozpłodu).

Tak naprawdę nazwa założonego w 1993 r. zespołu pochodzi od amerykańskiej bazy lotniczej położonej w pobliżu miasta o tej samej nazwie. Nie jestem fanem języka niemieckiego. Szczerze to nie rozumiem z niego nic. Nie wiem, czy ta piosenka jest o przyjaźni, czy owczym serze. Teledysk natomiast powoduje, że zaczynam wierzyć, że Niemcy mają jakieś uczucia.


Justice - D.A.N.C.E
Francuska para: Gaspard Augé i Xavier de Rosnay tworząca razem od 2003 r. Zasłynęli dzięki Never be alone (We are your friends). Dziś jednak inny klip panów spod znaku krzyża.


Wham! - Last Christmas
Rzygajmyż wszyscy razem!!

czwartek, 16 grudnia 2010

Slums Attack i O.S.T.R. w studiu La Bomba

Szczerze - nie spodziewałem się takiej kolaboracji i gdyby mi ktoś powiedział, że coś takiego zobaczę w najbliższym czasie to parsknąłbym gromkim śmiechem. A jednak! Wspólny kawałek Peji i Ostrego jest w drodze. Będzie też trzeci raper i biorąc pod uwagę jak zapowiadają to pozostali autorzy może być naprawdę grubo.

Peja ostatnio stał się postacią, która w środowisku polskiego rapu wprowadziła całą masę kontrowersji. Najpierw wydarzenia w Zielonej Górze, potem beefy między innymi z Tede i Pariasem. To wszystko sprawiło, że Poznaniak zyskał sobie z jednej strony rzeszę fanatycznych do granic możliwości fanów, z drugiej narobił sobie jeszcze więcej wrogów. Ta kolaboracja może stanowić początek odkupienia Peji na polskiej scenie.

Zresztą zobaczcie sami wideo prosto z La Bomba Studio! Dla mnie tych kilka wersów, które możemy usłyszeć to ciary po plecach i totalna zajawka na kilka najbliższych dni. A co wy o tym sądzicie?

niedziela, 12 grudnia 2010

Niedzielna videoteka - odc. VII

Przypadł mi zaszczyt przeprowadzenia kolejnej, siódmej już części cyklu "Niedzielna videoteka". Wybrałem kilka klipów, które w jakiś sposób są dla mnie wyjątkowe.

Siddharta - My dice
Siddharta to słoweński zespół grający specyficzną odmianę rocka. O ile kawałek sam w sobie jest bardzo dobry, o tyle teledysk według mnie zasługuje na Oscara. Świetny pomysł, niesamowity klimat i idealnie pasuje do tekstu.


Kontrust - Bomba
Teraz dowód na to, że teledysk niekoniecznie musi pasować do utworu. Austriacki zespół, w którym notabene wokalistka jest Polką. Muzykę jaką grają można porównać do stylu Guano Apes. Teledysk swoją odmiennością przyciągnął wielu internautów i zazwyczaj wywołuje uśmiech na twarzy.


Rex the dog - Bubblicious
Kolejny clip, który został zrealizowany w niesamowity sposób i osobiście chciałbym uścisnąć dłoń reżyserowi za pomysł.


Ortega Cartel - Dobre czasy (feat. Reno)
Produkcja z Polakami w roli głównej, zrealizowana w iście amerykańskim stylu. Niesamowicie pozytywny kawałek z doskonale pasującym teledyskiem.


A teraz zapraszam do oglądania, komentowania, życzę udanego tygodnia oraz zapraszam na kolejne odsłony cyklu.

sobota, 11 grudnia 2010

Konkurs Wideoklipów Festiwalu Plus Camerimage rozstrzygnięty

Z pewnym opóźnieniem, ale w końcu informujemy: w sobotę 4 grudnia poznaliśmy zwycięzców Konkursu Wideoklipów tegorocznego Festiwalu Plus Camerimage w Bydgoszczy. Nagrody przyznano w dwóch kategoriach: Najlepszy wideoklip i Najlepsze zdjęcia.

Pierwszą nagrodę zgarnął klip do utworu Kory - Zabawa w chowanego, czyli jeden z moich faworytów. Autorem zdjęć do teledysku jest Marek Sanak, reżyserem natomiast Bartłomiej Ignaciuk. Gratulujemy!


Nagroda za najlepsze zdjęcia według jury należała się za to dla klipu do piosenki The Space In Between amerykańskiej grupy How to Destroy Angels (jednym z muzyków zespołu jest Trent Reznor, znany z grupy Nine Inch Nails). Czy zasłużenie? Oceńcie sami. Autorem zwycięskich zdjęć jest Greig Fraser, reżyserem klipu Rupert Sanders. Również gratulujemy!


Szkoda trochę CocoRosie, nie sądzicie? Kto według was powinien wygrać? Czekamy na wasze komentarze.

niedziela, 5 grudnia 2010

Niedzielna videoteka - odc. VI

Cześć. Czas na VI odcinek videoteki. Miłego oglądania!

Oi Va Voi - Everytime
Teledysk promujący ostatnią płytę brytyjeskiej formacji Oi Va Voi - Travelling the Face of the Globe. Wspaniały klip jest autorstwa dwójki polaków: Katarzyny Kijek i Przemysława Adamskiego [sic!]. Po raz kolejny nasi rodacy pokazują, że Polak potrafi.


Phil Adé - Always There
Phil Adé to raczej mało znany amerykański raper związany ze stanem Maryland. Ciężko znaleźć o nim jakieś konkretne informacje, więc może oszczędzę wam ględzenia, a sobie szukania. Dla zainteresowanych napiszę tylko, że możecie znaleźć jego MySpace'a. A kawałek Always There sprawdźcie koniecznie.



Rojek, Nosowska, Grabaż - Prosta rzecz
Utwór, który fani piłki nożnej a zwłaszcza polskiej Ekstraklasy powinni znać. Prosta rzecz to oficjalny song naszych rozgrywek piłkarskich i w tym celu właśnie powstał. Musicie przyznać, że wyszło nie najgorzej.

sobota, 4 grudnia 2010

Projekt Ostry Emade - "Złodzieje zapalniczek"

Spojrzał Aleksander na mapę świata i zapłakał, nie zostało bowiem nic do zdobycia.

A co ma powiedzieć ten biedny Adam Ostrowski? Były już trzy złote płyty, były Fryderyki, były Ślizgery, były Yachy, Bisery, plebiscyty, nominacje i nagrody, były koncerty na największych festiwalach w kraju i za granicą, była w końcu produkcja muzyki dla nie byle jakich raperów zza oceanu. Jednym słowem Ostry w muzyce polskiej osiągnął niemal wszystko, co było do osiągnięcia. Więcej niż pęczki innych polskich muzyków z czołówki przez ostatnie dwadzieścia lat. A jemu ciągle chyba mało.

Na drugi album POE, czyli wspólnego projektu Ostrego i Emade musieliśmy czekać ponad pięć lat. Czy było warto? Odpowiadam: nie! Nie było warto czekać na płytę na której są trzy dobre kawałki i to łaskawym okiem patrząc. Tak naprawdę wyróżniają się tylko utwory singlowe, a właściwie nawet nie singlowe, tylko te które Asfalt wrzucił wcześniej na YouTube'a.

O warstwę instrumentalną nie ma się co czepiać. Jest dobrze. Emade, który wreszcie wrócił do robienia hip-hopu, spisał się. Może nie na medal, ale solidnie jest na pewno. Najmocniejszy, najbardziej rzucający się w uszy podkład pojawia się w No kto?, który jest zresztą najlepszym kawałkiem na Złodziejach zapalniczek (jeszcze ten zerżnięty od PP tytuł). Reszta też nie schodzi poniżej pewnego poziomu, do czego młodszy z braci Waglewskich zdążył nas już przyzwyczaić.

Dużo więcej zastrzeżeń jest do tego, który tę płytę wyposaża w rap. Ostry niestety regularnie od dwóch lat zawodzi. Po rewelacyjnym Ja tu tylko sprzątam nie pojawiło się już nic sygnowanego nazwiskiem Ostrowskiego, co wywołałoby choćby jedną malutką ciareczkę na moim ciele. Na pocieszenie powiem jednak, że jest trochę lepiej niż na Tylko dla dorosłych, ale to i tak za mało, żeby można było mówić o jakimś zdecydowanym progresie. Teksty Pana Adama nie przykuwają już tak uwagi jak kiedyś, brakuje mu trochę ikry, trochę pomysłów, trochę chłodnego opanowania. A szkoda, bo to wciąż jeden z najlepszych na naszej scenie raperów.

I jeszcze jedna uwaga. Jeden przeciętny album, dwie płyty, dwanaście utworów plus dziesięć instrumentali, kwota – 35 złotych. Brak tańszej wersji 1CD, co dotychczas było raczej standardem. Czy mi się zdaje, czy Tytus zaczyna robić lepsze interesy niż dotychczas?

Projekt Ostry Emade - Złodzieje zapalniczek (2010, Asfalt Records)
Ocena: 4/10 - przeciętne

niedziela, 28 listopada 2010

Niedzielna videoteka - odc. V

Jak można odreagować złość wynikającą z leżącego za oknem śniegu? Hmm może być złośliwym i pominąć wstęp? Dobry pomysł. Wstępu nie będzie.

Radiohead - A wolf at the Door
Formacji Radiohead chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Niestety "chyba". Niech będzie moja strata. Radiohead to brytyjski* zespół rockowy (osobiście twierdzę, że nie da się ich zakwalifikować do jakiegokolwiek gatunku, ale to tylko moje skromne zdanie), założony w 1986 r. Poniższy kawałek pochodzi z wydanej w 2007 r. płyty Hail to the Thief.

*brytyjski - chodzi o Wielką Brytanię. To tam, gdzie prawdopodobnie pracuje twój ojciec, matka, albo inny członek rodziny.

Architecture in Helsinki - Do the Whirlwind
Wbrew pozorom zespół nie ma nic wspólnego z Helsinkami (dla niewtajemniczonych Helsinki to stolica Finlandii). Zespół powstał w Melbeurne całe 10 lat temu.


Hasiok & Maciej Maleńczuk - Synu
Maćkowi Maleńczukowi powinno się zabronić jakiegokolwiek kontaktu z kamerą. Niech śpiewa, bo robi to świetnie. Niestety głos nie idzie u niego w parze z dobrym wyglądem. Są jednak wyjątki. Oto jeden z nich.


Michael Jackson - Earth Song
Na koniec coś z dzieciństwa. Nie wiem czemu, ale urzekł mnie ten klip. Nie obchodzi mnie to, że Michael udaje ukrzyżowanego Jezusa. Niech ludzie go krytykują. Dla niego to i tak bez znaczenia.

niedziela, 21 listopada 2010

Niedzielna videoteka - odc. IV

Salam malejkum. Dzisiejszy odcinek Niedzielnej videoteki będzie obfitował w klimatyczne i czasowe zróżnicowanie. Nie ma sensu dalej przedłużać, do dzieła.
Kid Cudi - Erase Me ft. Kanye West
Zaczynamy od muzyka z Cleveland, o którym ostatnio dosyć głośno. Niedawno ukazał się jego drugi krążek Man on the Moon II: The Legend of Mr. Rager, w którym możemy usłyszeć gościnnie, takich artystów jak np. Kanye West, Cee-Lo Greek, Mary J. Blige. Osobiście uważam, że płyta ma swój unikalny, ezoteryczny klimat. Co więcej klip nawiązuje do Hendrixa, może to być pewnego rodzaju hołd. Oceńcie sami.

Super Girl & Romantic Boys - Spokój
Kolejny klip pochodzi tym razem z… Polski. Zespół został założony w Warszawie i był jednym z pionierów muzyki elektronicznej w naszym kraju. Choć rozwiązano go w 2006 roku (zagrali jeszcze parę koncertów po tym wydarzeniu), to do dziś spora liczba fanów ma nadzieję, że powrócą. Zagadka dla was: Gdzie kręcono teledysk?

Travis - Why Does It Always Rain On Me
Przenieśmy się teraz do naszej zamorskiej kolonii. Travis to szkocki zespół rockowy, zapewne każdy z was choć raz w życiu słyszał ich jakąś piosenkę. Nie dziwię się, bo systematycznie wypuszczają na światło dzienne jakiś krążek, z jedną lub dwoma wpadającymi w ucho piosenkami. Oto jedna z nich. Jak dla mnie teledysk idealnie pasuje klimatem do utworu.

Boney M - Gotta Go Home
Można ostatnio dostrzec wielkie poruszenie piosenką Duck Sauce - Barbra Streisand, ale nie zapomnijmy o tym, że to jedynie skopiowany i zremixowany motyw z utworu jednego z kluczowych zespołów lat 70. O Boney M dużo nie trzeba pisać, no bo po co. Więc łapy w górę i… ouu ouuuu ouuuu ouuu ouuu.
P.S. Zapraszam was wszystkich za tydzień i zachęcam do polecania nas znajomym.

sobota, 20 listopada 2010

Teledyski nominowane do Plus Camerimage 2010

Wielkimi krokami zbliża się kolejna edycja festiwalu Plus Camerimage. Kilka dni temu poznaliśmy teledyski nominowane do Konkursu Wideoklipów. Lista liczy piętnaście pozycji, a zwycięzca zostanie ogłoszony podczas gali zamknięcia Festiwalu.

1. CocoRosie - Lemonade
Wspaniały, przepełniony emocjami teledysk, którego akcja dzieje się w starym domu. Niepokojące, zaskakujące i piękne obrazy w połączeniu z bajkową muzyką siostrzanego zespołu dają naprawdę wspaniały efekt. Klip chce się oglądać kilka razy z rzędu, może dlatego, że przepełniony jest tajemnicą i opowiada historię, którą chcemy poznać do końca. Zdecydowanie jeden z faworytów.


2. Creep - Days
Trochę trudno ocenić mi teledysk, którego nigdzie nie ma. Gdyby ktoś dysponował teledyskiem, prosiłbym o kontakt. ;)

3. Czesław Śpiewa - Krucha blondynka
Czesław Mozil zdążył nas już przyzwyczaić, że teledyski do jego piosenek są naprawdę wspaniałymi widowiskami, pełnymi bajkowości i artyzmu. Swój niepowtarzalny charakter zawdzięczają z pewnością osobie Madsa Nygaard Hemmingsena, ich reżysera, który tym razem wziął na warsztat klip do Kruchej blondynki. Efekt moim zdaniem nieco słabszy, niż w przypadku teledysku do W sam raz. Inna sprawa, że sama piosenka raczej nie należy do moich ulubionych z płyty Pop.


4. Eminem feat. Rihanna - Love The Way You Lie
Zrobiony z rozmachem, okraszony znakomitymi zdjęciami teledysk do utwory Eminema robi wrażenie. W teledysku wystąpili znani aktorzy: Megan Fox i Dominic Monaghan. Całości nie jest nawet w stanie zepsuć udział Rihanny, co więcej refren w jej wykonaniu pasuje dobrze do całości utworu, chociaż już strój, który ma na sobie jakoś mnie nie przekonuje.


5. Fever Ray - Stranger Than Kindness
Ani teledysk do utworu Stranger Than Kindness, ani sama muzyka zespołu Fever Ray zupełnie mnie nie przekonują. Teledysk niczym nie porusza ani nie zaskakuje. Nie będę się pastwił i powiem po prostu - nie.


6. Florence + Machine - Cosmic Love
Masa świateł, luster, bajkowości, ale jednak czegoś brakuje. Teledysk prezentuje się bardzo fajnie, przyjemnie się go ogląda, ale na pewno nie porywa. A szkoda.


7. Gorillaz feat. Mos Def and Bobby Womack - Stylo
Ciekawe połączenie filmu z animacją. Teledysk ogląda się z niewątpliwą przyjemnością. Jest w nim coś co przyciąga, może to ciekawe efekty, może zaskakująca historia opowiedziana obrazem, a może udział w klipie Bruce'a Willisa. Polecam!


8. How To Destroy Angels - The Space Between
Oglądając ten teledysk miałem wrażenie, że oglądam nowy odcinek Dextera. Mnóstwo krwi, potem pożar i w sumie na tym opiera się pomysł na teledysk. Ale jednak duże zaskoczenie. Na całość patrzy się z zaciekawieniem. Jeżeli ktoś nie lubi krwawych teledysków powinien obejrzeć klip choćby i dla ładnej wokalistki. ;)


9. Kora - Zabawa w chowanego
Zaczarował mnie! I teledysk i piękny utwór Kory. Nic więcej nie napiszę. Zobaczcie koniecznie sami!


10. Lady Gaga - Bad Romance
Nie będę ukrywał, że nie przepadam za Lady Gagą, ani za jej stylem, a teledysk do Bad Romance tym stylem jest przesiąknięty. Oddajmy jednak królowi, co królewskie, i powiedzmy, że Gaga wciąż wyznacza nowe trendy zarówno w muzyce, modzie jak i w kręceniu klipów.


11. Morcheeba - Even Though
Nie przykuwa uwagi. Muzyka zespołu z pewnością obroniłaby się bez tego klipu. Poza tym podwodne teledyski już były (nie każcie mi podawać przykładów!). Zdecydowanie na nie.


12. Murder By Death - White Noise
Fajny pomysł, do tego ciekawie zaanimowany. Teledysk z pewnością wyróżnia się spośród pozostałych propozycji, jednak pod koniec jest trochę nużący. Niestety trochę za słabo na nagrodę.


13. Plan B - Prayin’
Zupełnie nie rozumiem tej nominacji. Czym kierowano się kwalifikując ten klip do konkursowej piętnastki? Że niby dramatyzm historii? Nie ma tam nic, co by sprawiło, że zwróciłbym uwagę na ten teledysk.


14. Turin Brakes - Sea Change
W klip ten włożono niewątpliwie masę pracy. Czy słusznie? Bynajmniej. Teledysk pozbawiony emocji, a dobry klip powinien przecież targać człowiekiem na prawo i lewo. Pomysł zastąpienia aktorów żołnierzykami zabawkami uważam więc za nieudany.


15. UNKLE - Follow Me Down
Artyzm i pornografia lub erotyzm to dość częste połączenie, zazwyczaj skuteczne w przyciąganiu widza. Ale tu jest za nudno, za ciemno, za szaro. Jestem na nie!


Poziom w tegorocznej edycji Konkursu Wideoklipów XVIII edycji Festiwalu Plus Camerimage jest raczej mocno nie równy. Moi osobiści faworyci to teledyski do utworów CocoRosie, Gorillaz i Kory. Myślę, że wszyscy jesteśmy ciekawi decyzji kapituły. O wynikach napiszę zapewne na blogu. A jacy są wasi faworyci?

niedziela, 14 listopada 2010

Niedzielna videoteka - odc. III

Heja. W dzisiejszym odcinku uderzamy z grubej rury. Brzmienia mocne a klipy wbijające się w pamięć z siłą siekiery Drwala Krzysia ścinającego Wierzbę Bardzo Płaczącą.

Na początek:

TOOL - Ænema
Kto nie zna - niech lepiej pozna... jak najszybciej. Amerykańskie pogranicze metalu i progresywnego rocka. Bardzo rozpoznawalne brzmienia i równie dobre teledyski. Nieznajomość muzyki Tool'a może skończyć się śmiercią. Przed wciśnięciem play skonsultuj się z lekarzem pierwszego kontaktu lub lepiej z miłą farmaceutką.



Jako, że wznowili swoją działalność - nie sposób nie wspomnieć o klasyce gatunku - Soundgarden:

Soundgarden - Black Hole Sun
Chłopaki z Seattle apogeum swojej popularności osiągnęli w latach 90, a dlaczego tak się stało, i co sprawiło, że grunge w ich wykonaniu jest wyjątkowy - najlepiej przedstawia właśnie ten kawałek, z jakże intrygującym teledyskiem :>. Szable w dłoń bojownicy, przycisk play już czeka!


Pora na industrial rock:

Nine Inch Nails - Perfect Drug
Trent Reznor  - człowiek legenda - odpowiedzialny za powstanie w roku 1988 jednej z najlepszych grup muzycznych w historii - NIN - chodząca instytucja, autor tekstów i kompozytor w jednym. Sukces grupy jest w 85% właśnie jego zasługą. W dzisiejszym odcinku videoteki nie mogło więc zabraknąć któregoś z teledysków NIN. A jest co oglądać:


Na dziś to tyle. Do następnego odcinka. PEACE!

sobota, 13 listopada 2010

I Blame Coco - "The Constant"


Zastanawia mnie czy talent jest kwestią genetyki, czy może niektóre rodziny artystyczne to kwestia przypadku. Eliot Paulina Sumner swoją przygodę z muzyką zaczęła już w wieku 4 lat, a komponowaniem zajęła się mając lat 14. Trudno jednak nie mieć tak wczesnych początków z dźwiękami, kiedy jest się córką, nie kogo innego, jak samego Stinga.

Jaka jest debiutancka płyta panny Sumner, wydanej pod pseudonimem I Blame Coco? Trudno w kilku słowach napisać coś o tej płycie. Na pewno nie jest specjalnie odkrywcza. Nie ma na tym albumie niczego, co byłoby jakąś wielką nowością. Wcale nie musi być to jednak minus. Słychać na The Constant coś Stingowego, poojcowskie naleciałości są zauważalne, co wcale nie znaczy, że Sumner poszła dokładnie śladami ojca. Co to, to nie. Album I Blame Coco to duża dawka ambitnego, dźwięcznego i wpadającego w ucho popu. To też ciekawe teksty i naprawdę fajne brzmienie. Z drugiej strony pod koniec płyta wydaję się już nużąca. Dobry początek w postaci utworów Selfmachine i In Spirit Garden po chwili zmienia się w album, z którego trudno wyróżnić szczególnie jakiś utwór. Wyjątkami mogą być tu jeszcze spokojne Summer Rain i bardzo dobre It's About to Get Worse.

Nie można się na pewno przyczepić do wokalu. Panna Sumner ma fantastyczną, przyciągającą barwę głosu, która z początku skojarzyła mi się trochę z Amy Macdonald. Dobrych warunków wokalnych nie można Coco odmówić.

Nie zrozumiałą dla mnie operacją jest natomiast zakończenie płyty elektronicznym remixem utworu Quicker. Ani to nie brzmi jakoś specjalnie dobrze, ani ni pasuje specjalnie do reszty utworów. Niepotrzebny zapychacz, ot co, a niesmak pozostaje.

Mimo to debiutancki album I Blame Coco można uznać za udany. Z dużymi nadziejami na przyszłość wypatruję dalszych wydawnictw młodej, bo zaledwie dwudziestoletniej, wokalistki. Płyta na pewno warta przesłuchania, płyta którą co niektórzy mogą się nawet zachwycić, mi się na razie (tylko) spodobała i pewnie jeszcze do niej wrócę, choć bez większego entuzjazmu. 

I Blame Coco - The Constant (2010, Island Records)
Ocena: 6/10 - solidne

poniedziałek, 8 listopada 2010

Niedzielna videoteka - odc. II

Mea culpa! Przyznaje się do haniebnego zaniedbania, przez które nie dostaliście wczoraj Niedzielnej videoteki. W zamian dostaniecie więc Niedzielną videotekę w poniedziałek. ;)

Gary Jules - Mad World
Kto pamięta film Donnie Darko ręka do góry! Ci z rękami w górze utwór Mad World w wykonaniu Garego Julesa powinni pamiętać. Reszta powinna go posłuchać i to natychmiast. Oryginalna wersja utworu powstała w 1982 roku i była dziełem brytyjskiego zespoły Tears for Fears. W 2001 roku właśnie na potrzeby filmu Donnie Darko w reżyserii Richarda Kelly'ego powstał cover z muzyką Michaela Andrewsa, do której wokalu użyczył Gary Jules.


Pablopavo & Ludziki - Dym dym
Rok 2009 przyniósł nam rewelacyjną płytę wokalisty Vavamuffin, Pablopavo, nagraną wraz z zespołem Ludziki. Płyta nosiła tytuł Telehon, tak też nazywał się pierwszy singiel z owego wydawnictwa. Drugim był utwór Dym dym i właśnie do niego teledysk możecie podziwiać poniżej.


Voo Voo - Zbiera mi się
Jeżeli ktokolwiek z 38 milionów obywateli naszego kraju nie zna zespołu, którego wokalistą jest pan Wojciech Waglewski to powinien spalić się ze wstydu. Singiel pochodzi z albumu 21, a ukazał się w 2006 roku. Uczta zarówna dla ucha jak i oka.

wtorek, 2 listopada 2010

Mikołaj Bugajak - "Strange Sounds and Inconceivable Deeds"


Mikołaj Bugajak, Mikołaj Bugajak, Mikołaj Bugajak... kto to, kurde, jest? I dlaczego jego zaledwie 17-minutowy album Strange Sounds and Inconceivable Deeds jest tak dobry? Nie brzmi mi to nawet znajomo. A powinno? Nie mogę sobie tej muzyki skojarzyć z żadnym znanym mi wykonawcą, czy producentem. A no tak! Już wiem! I wy też wiecie... tylko jeszcze o tym nie wiecie. Wiecie, albo będziecie wiedzieć, że warto wydać trochę grosza na album pana Bugajaka, bo go znacie i lubicie. Tylko nie pod tym nazwiskiem, w całkiem innej stylistyce, ale znacie. A jak nie, to się wstydźcie. Pan Bugajak, który dotychczas zasłynął w naszym kraju głównie produkcjami z gatunku hip-hop i elektronika, wydał coś nowego, coś świeżego i coś fajnego. Co tu dużo mówić. Dobra robota Noon!

Jaką płytą są Dziwne dźwięki i niepojęte czyny? Na pewno wyjątkową i to z kilku względów. Po pierwsze dlatego, że album jest połączeniem syntetycznych dźwięków z żywymi instrumentami. Cała masa jest tam fortepianu i wiolonczeli, słychać też klarnet i kontrabas, o czym zresztą przeczytać możecie w oficjalnym opisie płyty. Takie połączenie daje wrażenie naturalności tej muzyki. Ona płynie, uspokaja, pozwala się wsłuchać. Przypomina trochę album do muzykoterapii, co w tym przypadku jest jednak komplementem. Noon już podczas swoich poprzednich wydawnictw słynął z dopracowania. Na nowym nie ma ani jednego zbędnego dźwięku. Niektóre są zaskakujące, niektóre mogą nawet wzbudzać niepokój, ale żaden nie znalazł się tam przypadkiem. Mało jest u nas tak dojrzałej i przemyślanej muzyki. Co jeszcze wyróżnia ten album od poprzednich dzieł Bugajaka, a o czym mówi sam autor, to to, że płyta ta została skomponowana a nie wyprodukowana. Dlatego między innymi została wydana pod imieniem i nazwiskiem, a nie pod pseudonimem, o czym Noon wspomina w wywiadzie dla cgm.pl.

Zauważam jednak jeden wielki minus. Już drugi raz z rzędu warszawski producent uracza nas albumem bardzo krótkim. Dwa lata temu dostaliśmy niespełna dwudziestominutowe Pewne Sekwencje, teraz jeszcze krótsze Strange Sounds and Inconceivable Deeds. Szkoda, że jeden z nielicznych polskich artystów, którzy prezentują poziom międzynarodowy i wydają swoją muzykę także za granicą, dostarcza nam pięć do sześciu utworów co dwa lata. Słucham tego krążka raz za razem i wciąż mam wrażenie niedosytu. Bo dostaliśmy album bardzo dobry, nietypowy, zawierający muzykę jakiej jeszcze w Polsce nie grano, ale taki, który ledwo się zacznie, a już trzeba odtwarzać go od początku. To wielki minus tej płyty. Oczywiście można się tłumaczyć, że chodzi o jakość, a nie o ilość, ale czy to wypełni tę pustkę, gdzie powinna grać muzyka?

Album oczywiście na plus, ale czekamy na więcej Panie Bugajak, bo ciągle nie możemy się nasycić pańską muzyką.

Mikołaj Bugajak - Strange Sounds and Inconceivable Deeds (2010, Nowe Nagrania)
Ocena: 7/10 - mocne

niedziela, 31 października 2010

Niedzielna videoteka - odc. I

Cze. Startuję z nową, stałą rubryką. Od dziś, co tydzień, w każdą niedzielę, będziecie dostawać 3-4 teledyski, które są fajne i warte przypomnienia. Do każdego video, krótkie objaśnienie i notka o autorze.

Dropkick Murphys - I'm Shipping Up To Boston
Dropkick Murphys to czteroosobowy zespół z Bostonu. Grają muzykę Oi! z elementami irlandzkiego folku. Utwór I'm Shipping Up To Boston pochodzi z albumu The Warrior's Code wydanego w 2005 roku, chociaż najpewniej może wam się kojarzyć z filmem Infiltracja Martina Scorsese, gdzie pojawia się dwukrotnie.


Pięć Dwa - Gdzie ty jesteś?
Pięć Dwa, znane też jako Pięć Dwa Dębiec, to skład dwóch poznańskich raperów: Hansa i Deepa. Panowie przechodzili różne koleje losu, jednak ich drogi doprowadziły ich do wydania w 2009 roku albumu T.R.I.P, na którym znajdziecie między innymi ten właśnie kawałek. 52, zarówno w tym utworze, jak i na całym ostatnim albumie odchodzi od tradycyjnego brzmienia hip-hopu, tworząc swój własny styl w rejonach okołotrip-hopowych. Sprawdźcie sami.


The KDMS - High Wire
The KDMS to mało znana (niestety) polsko-brytyjska formacja w składzie Maxymilian Skiba (muzyka) i Kathy Diamond (wokal). High Wire to drugi singiel tego projektu wydany przez wytwórnię Gomma. Teledysk idealnie komponuje się z muzyką przywołując na myśl złotą erę disco. ;)

 

I to by było na tyle. Do zobaczenia za tydzień. 

czwartek, 28 października 2010

Nowy teledysk promujący płytę Jota


Kocham tego kolesia! Poważnie. Kto normalny wydaje swój album na kasecie magnetofonowej? Kiedy parę miesięcy temu na rynek wyszło w limitowanej edycji 50 kaset Pchaj to z taśmy, właśnie na starej dobrej taśmie to całe środowisko internetowe zrobiło oczy w słup i nie wiedziało od której strony to ruszyć. Oczywiście mixtape wydany z DJ-em Pstykiem po jakimś czasie trafił jednak do neta, w raczej przeciętnej jakości, w dodatku nie pocięte, bo i po co, skoro utwory nie miały tytułów. Jot jednak dał sygnał, że potrafi zagrać środowisku na nosie, zarówno w zawodowy sposób olewając marketing, jak i dając słuchaczom naprawdę solidny materiał.

Dziś natomiast dowiedziałem się, że Pan Jot ma wkrótce wydać nowy album Stan Równowagi, który ukaże się jeszcze w tym roku. Żeby było tego mało właśnie dziś miała miejsce premiera teledysku promującego to wydawnictwo. Wideo powstało do utworu T.N.M.T.B z gościnnym udziałem Jazzy. Ja nie będę wam zawracał głowy moim memłaniem, sami to sprawdźcie. Powiem tylko, że może być całkiem fajny materiał. Zresztą wrocławianin przyzwyczaił nas do dobrych produkcji.

środa, 27 października 2010

Młynarski Plays Młynarski - "Rebeka nie zejdzie dziś na kolację"

Kim jest Wojciech Młynarski chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć. Panu Wojtkowi kłaniał bym się w pas, gdybym miał możliwość spotkania się z Nim, chociażby przypadkiem, gdzieś na ulicy. Może to dziwne, w czasach kiedy jego piosenki mogą się młodym wydawać bezsensowne. Kto podziela moją opinie o Młynarskim niech się kłania w pas razem ze mną. Tym, którzy mają odmienne zdanie polecam zupełnie nową aranżację znanych i mniej znanych dzieł Młynarskiego, płytę Rebeka nie zejdzie dziś na kolację, która jest dziełem zespołu Młynarski Plays Młynarski.

Zespół tworzą : Janek Młynarski, Piotr Zabrodzki, Kuba Galiński, Marian Wróblewski, Wojtek Traczyk, Manolo Alban Juarez oraz kochana przez jednych i znienawidzona przez innych, Gaba Kulka.

Płyta jest próbą spojrzenia w nowym świetle na to,co zostało już dawno przedstawione w chyba najlepszej możliwej perspektywie. Genialna jest w niej proporcja pomiędzy starym stylem Młynarskiego, a tym co w nowej muzyce dobrego. Spoiwem tych dwóch biegunów jest głos Gaby, który, bez obrazy dla Pana Wojciecha, nadaje piosenką niepowtarzalny charakter.

Pozostaje mieć nadzieję, że Janek Młynarski dotrzyma obietnicy i poważnie rozważy pomysł dalszego rozwijania projektu Młynarski Plays Młynarski.

PS Nie ściągajcie tej płyty z neta! Do Empiku marsz! Bo naprawdę warto.

Młynarski Plays Młynarski - Rebeka nie zejdzie dziś na kolację (2010, Mystic)
8/10 - bardzo dobre

czwartek, 21 października 2010

Nadchodzi nowy, niezwykły L.U.C

Już w ten piątek, 22 października, na półki sklepowe trafi nowy album L.U.C pod tytułem PyyKyCyKyTyPff. Płyta z pewnością będzie zaskoczeniem nawet dla największych fanów twórczości tego rapera i producenta. Na czym polega niezwykłość tej produkcji. Otóż wszystkie dźwięki (poza występami gościnnymi, rzecz jasna), które usłyszycie na tym krążku, będą pochodziły z ust jednego człowieka - właśnie L.U.C-a. Jak to możliwe? Otóż pan Rostkowski (który jest laureatem tegorocznego Paszportu Polityki o czym warto wspomnieć), postanowił ni mniej, ni więcej całą płytę nagrać bez użycia jakichkolwiek instrumentów i dźwięków, które nie będą pochodziły od niego samego. Zarejestrował więc swój beatbox, a właściwie poszczególne jego fragmenty, i przy pomocy komputera poprzerabiał je i posklejał w muzykę. Można i tak. Potem dograł jeszcze wokale i wsio, płyta gotowa.

L.U.C, którego dyskografię zamyka na razie wydany rok temu instrumentalny koncept-album 39/89 - Zrozumieć Polskę, ma chyba pod kopułą tyle pomysłów, że mógłby z powodzeniem rozdawać je innym rodzimym artystom, na czym polska scena muzyczna z pewnością by skorzystała. Nam niestety wypada tylko czekać na to, co tym razem przygotował nam zielonogórzanin. Jeżeli jednak łakniecie jeszcze więcej informacji o tym wydawnictwie polecam artykuł na cgm.pl, gdzie znajdziecie też pierwszy teledysk do PyyKyCyKyTyPff - klik. Smacznego!

niedziela, 17 października 2010

Mumford & Sons - "Sigh No More"


Coraz częściej ludzie (również i ja) w muzyce szukają czegoś niszowego, przynależnego do pewnych emocji, imaginacji, subkultury. Zapominają o codzienności, wkraczają w realia stworzone na własne potrzeby, według własnego uznania. Mumford & Sons niszczy mój mały, smutny świat i buduje go na nowo, większy i dużo prostszy. Słuchając ich, miałem ochotę zapakować swoją najlepszą, szarą koszulę (w delikatną, białą kratę) do wysłużonego, skórzanego plecaka, nałożyć czarny melonik na głowę i wyjść, gdziekolwiek, tak po prostu.

Mumford & Sons to czterech gentlemanów z Londynu, grający połączenie folku i rocka, na szczęście z przewagą tego pierwszego. Grupa składa się z Marcusa Mumforda (wokale, gitara, perkusja), Winstona Marshalla (wokale, bandżo, dobro), Bena Lovetta (wokale, klawisze, organy), Teda Dwane’a (wokale, gitara basowa). Zadebiutowali w 2009 roku krążkiem Sigh No More wraz z singlem Litte Lion Man. Album osiągnął status platynowej płyty i zdobył ogromną popularność, głównie w Wielkiej Brytanii i Australii.

Album jest bardzo dobry i pozostawia po sobie miłe uczucie ciepła w te dość chłodne dni, co więcej, każdy z muzyków ma bardzo unikalny głos, potrafią doskonale się dopełniać. Wprowadzają niesamowity klimat, podobny do upragnionego powrotu do domu, do prostszego życia, gdzie czeka pyszne ciasto i gorące kakao. Mimo wszystkich tych zalet, nie potrafiłem przywołać w myślach żaden fragment, który by mnie jednym słowem: zachwycił. Widać również duże wpływy Beiruta, nawet wizualnie. Wszystko wydaje się trochę mozolne i wypieszczone na siłę. Trzeba chyba poczekać na kolejny krążek, może będzie dojrzalszy w formie.

Mumford & Sons - Sigh No More
Ocena: 6/10 – solidne

Zdarte podeszwy i sajgon w głowie

Woda zamiast mózgu. Tyle zostało mi w głowie po piątkowej imprezie w lubelskim Soundbarze. W sumie na tym mógłbym skończyć moją wypowiedź, jednak pozbawiłbym Was opisu NIESAMOWITYCH przeżyć z nią związanych. DJ-e od samego początku nie dali nawet chwili na odpoczynek. Co prawda impreza zaczęła się wolniejszymi utworami w stylu Jungle, lecz po około godzinie klubowicze zostali zaatakowani ciężkim uderzeniem szybkich mixów d'n'b. I w sumie taki stan rzeczy trwał aż do samego końca, a jedynym spowolnieniem tempa były przejścia w utworach. Po prostu nie dało się ustać w miejscu. Mimo, że pot spływał z ludzi odpoczynek składał się tylko z szybkiego piwa i papierosa.

Od początku, aż do samego końca parkiet nie pustoszał. Co prawda momentami był aż za bardzo pełny, jednak nie przeszkadzało to w świetnej zabawie. Teraz kilka słów na temat samego lokalu. Niestety nie jest zbyt dobrze oznaczony, a przynajmniej ja nie dostrzegłem żadnych wskazówek ja do niego dotrzeć. Dla zainteresowanych: al. Racławickie 2A - idziemy za budynek, w którym mieści się KFC i tam mamy mały szyld z logo klubu. Niesamowity klimat dają wielokolorowe neony umieszczone na ścianach otaczających parkiet. Wizualizacje połączone z muzyką d'n'b ryją banię. Niesamowita sprawa. Troszkę gorzej jest z miejscami siedzącymi, boxów jest mało (bodajże 3), za to jest pełno miejsc siedzący przy ścianach otaczających bar. Dość ciężko na początku jest się połapać w korytarzach i przejściach ale w połączeniu z czarnym, wręcz minimalistycznym wnętrzem daje to bardzo fajny klimat. Reasumując: każdy kto nie był na tej imprezie ma czego żałować, jednak z tego co wiem będzie jeszcze sporo imprez w stylu d'n'b, a sam klub też jest wart odwiedzenia, nawet w trakcie nocy z muzyką house czy trance.

Z łezką w oku - Freestylers and Pendulum feat. Sir Real - Painkiller (Noisia remix)

piątek, 15 października 2010

Teielte - "Homeworkz"

Gdyby Flying Lotus urodził się w Polsce bez wątpienia pochodziłby z Płocka i nazywał się Paweł Strzelczyk, bo właśnie takie imię i nazwisko nosi Teielte, który 20 września zadebiutował na rynku albumem Homeworkz. Na krążku przedstawiciela JuNouMi Crew nie można nie dostrzec inspiracji producentem z Los Angeles, do czego zresztą sam Teielte się przyznaje. Osiem tracków znajdujących się na albumie płocczanina znakomicie współgra ze sobą, z drugiej jednak strony prowadząc nas po naprawdę ciekawych i niemonotonnych muzycznych krainach.

Downtempo nigdy nie było zbyt popularne w kraju nad Wisłą. Tym bardziej cieszą pozytywne recenzje zarówno z rodzimego podwórka jak i poza granicami. Płyta została ponoć ciepło przyjęta za oceanem, a to chyba najlepsza rekomendacja dla krążka zawierającego miks takich stylów jak właśnie downtempo, dubstep, chillout i instrumental hip-hop. Sam Teielte żartuje zresztą, że podobny materiał mogliby stworzyć Chemical Brothers wraz z zespołem Air i kilkoma drinkami. Może nawet jest w tym trochę racji, choć osobiście Homeworkz kojarzy mi się już bardziej z twórczością Francuzów niż Brytyjczyków.

Dużym plusem jest wybór utworu Dark Voices na singiel. To chyba najlepszy i najbardziej wpadający w ucho kawałek na płycie. Moim zdaniem na drugi singiel powinien pójść Limpid, ale kto by tam się przejmował moją opinią.

Jeszcze parę słów o samym wydaniu. Nakład wynoszący zaledwie 200 egzemplarzy raczej nie rozszedł się w mgnieniu oka, bo zamówienie złożyłem kilka dni po rozpoczęciu sprzedaży wysyłkowej i płytę dostałem, ale i tak cieszę się niezmiernie, że jestem posiadaczem jednego z krążków. Co do okładki to nie powiem, podoba mi się, bo lubię minimalizm w tej dziedzinie. Nie mogę się jednak pozbyć skojarzeń z coverem Cosmogrammy. Czyżby kolejna inspiracja Flying Lotusem? Pomijam to, że płyta została wydana w digipacku za którymi nie przepadam, pominę też to, że moje biedne, schorowane oczy ledwo mogły doczytać się tytułów na tylnej okładce, ale tego, że gdy odpakowałem płytkę i zauważyłem na lusterku kawałek przyklejonej gumy, pominąć już nie mogę! Nie był to może duży kawałek, ale na pewno był lepki, gumopodobny i bez lekkiego porysowania płyty usunąć się nie dał. Ech, czasami zaczynam popierać karę śmierci.

Podsumowując, polska scena muzyczna ma kolejnego artystę, którego w naszym kraju nikt poza grupką zapaleńców nie doceni, natomiast za granicą może stać się równie rozpoznawalny jak Behemot czy Kapela ze Wsi Warszawa. Taka już kolej rzeczy. Mimo to gratuluję bardzo dobrego krążka i proszę o więcej.

Teielte – Homeworkz (2010, U Know Me Records)
Ocena: 8/10 – bardzo dobre

środa, 13 października 2010

52 Dębiec - "Spadłem"

Z czym kojarzy wam się 52 Dębiec? Mi zawsze kojarzył się z kawałkami Kto?, Konfrontacje i z gównianymi kolaboracjami z Doniami, Mezami i Liberami. Jakoś nigdy nie mogłem przekonać się do tego składu, mimo naprawdę rewelacyjnego i charakterystycznego głosu Hansa, o tekstach nie wspominając. A tu wczoraj nagle trafiłem na teledysk do kawałka Spadłem, z ostatniej płyty p.t. T.R.I.P. i... szczena mi opadła! Kapitalny singiel promujący wydany w 2009 roku album, wsparty w dodatku jednym z najlepszych polskich teledysków ostatnich kilku lat. I nie ma w tym stwierdzeniu grama przesady. Klimat, klimat i jeszcze raz klimat.

Jako, że ostatnio z poznańskim rapem bywało różnie, niestety głównie ze względów pozascenicznych, to tak mocna pozycja na moim kanale YouTube'owym, trochę mnie podbudowała. Szkoda, że odkryłem to cudo dopiero rok po premierze, ale jeśli jeszcze tego nie znacie to polecam gorąco. W kawałku gościnnie udziela się Anna Berni, za animację odpowiada Gregory Petitqueux, a montażem zajął się Tomasz Jarosz. Efekt poniżej.

52 Dębiec - Spadłem (2009) - singiel
Ocena: 10/10 - arcydzieło


PS Myślałem, że długo nie znajdę nic na najwyższą ocenę, a tu proszę.

sobota, 9 października 2010

Kelis - "Flesh Tone"

Ten kto kojarzy Kelis wyłącznie z utworami Trick me lub Milkshake musi posłuchać chociaż jednego kawałka z wydanej w tym roku płyty Flash Tone.

Od momentu wydania pierwszej płyty, Kaleidoscope (1999), Kelis czarowała raczej swym ciepłym, głębokim, mającym korzenie gdzieś daleko w Afryce, głosem. Niestety samym wokalem artystka nie rzuciła mnie na kolana. Jest jednak inny argument, dzięki któremu, mimo wszystko zwracam uwagę na jej twórczość. Jest artystką, której nie da się zaszufladkować w konkretnym gatunku muzycznym. Albumy z 1999, 2001, 2003 to R&B i Pop. Na jej przedostatnim krążku, Kelis Was Here (2006), możemy usłyszeć u jej boku chociażby rapera Nasa. Nie powinny więc dziwić jej zdolności do muzycznej metamorfozy.

Kelis - Flesh Tone (2010)

Ocena: 4/10 - przeciętne

wtorek, 5 października 2010

Pogodno – "Wasza Wspaniałość"

No nowej płycie zespołu Pogodno nie zaskakuje mnie prawie nic. Nie zaskakuje wysoki poziom. Nie zaskakują rewelacyjne teksty Budynia. Nie zaskakuje oryginalność i pomysłowość. I tu właśnie pojawia się słówko prawie. Bo rzuca się w oczy jedno odstępstwo od normy. Dojrzałość muzyczna, która wyróżnia nowy krążek na tle innych płyt zespołu. Ta płyta jest poważniejsza i słychać to przez cały album. Nie ma wydzierania się, nie ma tekstów przesiąkających jajcarstwem, Górniczo-Hutnicza Orkiestra Dęta już nie robi nam paparara.

Album, który ukazał się po trzech latach od ostatniego krążka, Opherafolii, nagrany został w zmienionym składzie, ale pozostało najważniejsze. Wokal, teksty i osobowość Kuby Szymkiewicza (czyt. Budynia). Pogodno bez niego nie istnieje, byłoby jak pusta szklanka, jak papierek bez cukierka w środku. A że ciuciu musi być i to najlepiej z najwyższej półki, wielbiciele łakoci wiedzą od dawna. No i kiedy chwytamy w ręce Waszą Wspaniałość dostajemy słodycz, na który liczyliśmy, który nie zawodzi. Na szczególne wyróżnienie zasługują trzy kawałki (a przy dziewięciu na całej płycie to naprawdę dużo): Ciłość, Piosenka terrorystyczna i Czemu wciąż jest czwartek. A reszta raczej nie nudzi i trzyma poziom (może z wyjątkiem Nie 2, które wleciało mi jednym uchem, a wyleciało drugim).

Wasza Wspaniałość nie wejdzie do kanonu polskiej muzyki, nie jest rewelacyjne, ale mimo to jest mocną pozycją na mojej tegorocznej playliście. I na taką właśnie mocną ocenę zasługuje.

Pogodno, Wasza Wspaniałość (2010, Mystic)
Ocena: 7/10 – mocne

sobota, 2 października 2010

Pożegnalny klip od Ortegi

Ortega Cartel, polski skład hip-hopowy działający w Montrealu, w skład którego wchodzą producent Patr00 i raper Piter Pits żegna się z publiką ostatnim teledyskiem, który jest połączeniem dziewięciu [sic!] oddzielnych klipów. W 15-minutowym filmie zobaczymy zwrotki z albumu Lavorama do takich kawałków jak: No to klaśnij, Rap (Mielzky), Nawet jeśli (O.S.T.R.), Sunshine (Karma), Kickflip (Reno, Daniel Drumz), Przedostaje się do płuc (Proceente), Niby się żyje (Finker), Ciągle tu jestem (Spinache) i Czy to coś zmienia. Specjalny klip został wyprodukowany jak zwykle przez Sixteen Pads Records i możecie go obejrzeć na YouTube na kanale Asfalt Records, polskiego wydawcy Ortegi.

Całość opisana jest jako wizualna podróż po kanałach dźwięku i czasu. To kilka lat zawarte w minutach, to twarze ludzi będących częścią Ortegi niekiedy nawet o tym nie wiedząc. Nakręcony w Polsce i Kanadzie teledysk nie jest dodatkiem do płyty ani promocyjnym fikołkiem. To pożegnanie w wielkim stylu. I ten styl widać od pierwszych sekund. Naprawdę solidne podsumowanie działalności zespołu, którego ostatnia płyta mimo, że wciąż świeża, już zdążyła stać się klasykiem. Gorąco polecam.

piątek, 1 października 2010

Początek

Witam wszystkich na blogu Music Terminal. Piszemy o muzyce – profesjonalnie, ale na luzie i bez spinki. O tym co lubimy, o tym co nas kręci, o tym czym chcemy się z wami podzielić. Dużo dobrej muzyki: newsy, informacje, ciekawostki, recenzje, wywiady oraz relacje z koncertów i festiwali. Mamy nadzieję, że wam się spodoba. Trzymson. :)

Obserwatorzy