niedziela, 31 października 2010

Niedzielna videoteka - odc. I

Cze. Startuję z nową, stałą rubryką. Od dziś, co tydzień, w każdą niedzielę, będziecie dostawać 3-4 teledyski, które są fajne i warte przypomnienia. Do każdego video, krótkie objaśnienie i notka o autorze.

Dropkick Murphys - I'm Shipping Up To Boston
Dropkick Murphys to czteroosobowy zespół z Bostonu. Grają muzykę Oi! z elementami irlandzkiego folku. Utwór I'm Shipping Up To Boston pochodzi z albumu The Warrior's Code wydanego w 2005 roku, chociaż najpewniej może wam się kojarzyć z filmem Infiltracja Martina Scorsese, gdzie pojawia się dwukrotnie.


Pięć Dwa - Gdzie ty jesteś?
Pięć Dwa, znane też jako Pięć Dwa Dębiec, to skład dwóch poznańskich raperów: Hansa i Deepa. Panowie przechodzili różne koleje losu, jednak ich drogi doprowadziły ich do wydania w 2009 roku albumu T.R.I.P, na którym znajdziecie między innymi ten właśnie kawałek. 52, zarówno w tym utworze, jak i na całym ostatnim albumie odchodzi od tradycyjnego brzmienia hip-hopu, tworząc swój własny styl w rejonach okołotrip-hopowych. Sprawdźcie sami.


The KDMS - High Wire
The KDMS to mało znana (niestety) polsko-brytyjska formacja w składzie Maxymilian Skiba (muzyka) i Kathy Diamond (wokal). High Wire to drugi singiel tego projektu wydany przez wytwórnię Gomma. Teledysk idealnie komponuje się z muzyką przywołując na myśl złotą erę disco. ;)

 

I to by było na tyle. Do zobaczenia za tydzień. 

czwartek, 28 października 2010

Nowy teledysk promujący płytę Jota


Kocham tego kolesia! Poważnie. Kto normalny wydaje swój album na kasecie magnetofonowej? Kiedy parę miesięcy temu na rynek wyszło w limitowanej edycji 50 kaset Pchaj to z taśmy, właśnie na starej dobrej taśmie to całe środowisko internetowe zrobiło oczy w słup i nie wiedziało od której strony to ruszyć. Oczywiście mixtape wydany z DJ-em Pstykiem po jakimś czasie trafił jednak do neta, w raczej przeciętnej jakości, w dodatku nie pocięte, bo i po co, skoro utwory nie miały tytułów. Jot jednak dał sygnał, że potrafi zagrać środowisku na nosie, zarówno w zawodowy sposób olewając marketing, jak i dając słuchaczom naprawdę solidny materiał.

Dziś natomiast dowiedziałem się, że Pan Jot ma wkrótce wydać nowy album Stan Równowagi, który ukaże się jeszcze w tym roku. Żeby było tego mało właśnie dziś miała miejsce premiera teledysku promującego to wydawnictwo. Wideo powstało do utworu T.N.M.T.B z gościnnym udziałem Jazzy. Ja nie będę wam zawracał głowy moim memłaniem, sami to sprawdźcie. Powiem tylko, że może być całkiem fajny materiał. Zresztą wrocławianin przyzwyczaił nas do dobrych produkcji.

środa, 27 października 2010

Młynarski Plays Młynarski - "Rebeka nie zejdzie dziś na kolację"

Kim jest Wojciech Młynarski chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć. Panu Wojtkowi kłaniał bym się w pas, gdybym miał możliwość spotkania się z Nim, chociażby przypadkiem, gdzieś na ulicy. Może to dziwne, w czasach kiedy jego piosenki mogą się młodym wydawać bezsensowne. Kto podziela moją opinie o Młynarskim niech się kłania w pas razem ze mną. Tym, którzy mają odmienne zdanie polecam zupełnie nową aranżację znanych i mniej znanych dzieł Młynarskiego, płytę Rebeka nie zejdzie dziś na kolację, która jest dziełem zespołu Młynarski Plays Młynarski.

Zespół tworzą : Janek Młynarski, Piotr Zabrodzki, Kuba Galiński, Marian Wróblewski, Wojtek Traczyk, Manolo Alban Juarez oraz kochana przez jednych i znienawidzona przez innych, Gaba Kulka.

Płyta jest próbą spojrzenia w nowym świetle na to,co zostało już dawno przedstawione w chyba najlepszej możliwej perspektywie. Genialna jest w niej proporcja pomiędzy starym stylem Młynarskiego, a tym co w nowej muzyce dobrego. Spoiwem tych dwóch biegunów jest głos Gaby, który, bez obrazy dla Pana Wojciecha, nadaje piosenką niepowtarzalny charakter.

Pozostaje mieć nadzieję, że Janek Młynarski dotrzyma obietnicy i poważnie rozważy pomysł dalszego rozwijania projektu Młynarski Plays Młynarski.

PS Nie ściągajcie tej płyty z neta! Do Empiku marsz! Bo naprawdę warto.

Młynarski Plays Młynarski - Rebeka nie zejdzie dziś na kolację (2010, Mystic)
8/10 - bardzo dobre

czwartek, 21 października 2010

Nadchodzi nowy, niezwykły L.U.C

Już w ten piątek, 22 października, na półki sklepowe trafi nowy album L.U.C pod tytułem PyyKyCyKyTyPff. Płyta z pewnością będzie zaskoczeniem nawet dla największych fanów twórczości tego rapera i producenta. Na czym polega niezwykłość tej produkcji. Otóż wszystkie dźwięki (poza występami gościnnymi, rzecz jasna), które usłyszycie na tym krążku, będą pochodziły z ust jednego człowieka - właśnie L.U.C-a. Jak to możliwe? Otóż pan Rostkowski (który jest laureatem tegorocznego Paszportu Polityki o czym warto wspomnieć), postanowił ni mniej, ni więcej całą płytę nagrać bez użycia jakichkolwiek instrumentów i dźwięków, które nie będą pochodziły od niego samego. Zarejestrował więc swój beatbox, a właściwie poszczególne jego fragmenty, i przy pomocy komputera poprzerabiał je i posklejał w muzykę. Można i tak. Potem dograł jeszcze wokale i wsio, płyta gotowa.

L.U.C, którego dyskografię zamyka na razie wydany rok temu instrumentalny koncept-album 39/89 - Zrozumieć Polskę, ma chyba pod kopułą tyle pomysłów, że mógłby z powodzeniem rozdawać je innym rodzimym artystom, na czym polska scena muzyczna z pewnością by skorzystała. Nam niestety wypada tylko czekać na to, co tym razem przygotował nam zielonogórzanin. Jeżeli jednak łakniecie jeszcze więcej informacji o tym wydawnictwie polecam artykuł na cgm.pl, gdzie znajdziecie też pierwszy teledysk do PyyKyCyKyTyPff - klik. Smacznego!

niedziela, 17 października 2010

Mumford & Sons - "Sigh No More"


Coraz częściej ludzie (również i ja) w muzyce szukają czegoś niszowego, przynależnego do pewnych emocji, imaginacji, subkultury. Zapominają o codzienności, wkraczają w realia stworzone na własne potrzeby, według własnego uznania. Mumford & Sons niszczy mój mały, smutny świat i buduje go na nowo, większy i dużo prostszy. Słuchając ich, miałem ochotę zapakować swoją najlepszą, szarą koszulę (w delikatną, białą kratę) do wysłużonego, skórzanego plecaka, nałożyć czarny melonik na głowę i wyjść, gdziekolwiek, tak po prostu.

Mumford & Sons to czterech gentlemanów z Londynu, grający połączenie folku i rocka, na szczęście z przewagą tego pierwszego. Grupa składa się z Marcusa Mumforda (wokale, gitara, perkusja), Winstona Marshalla (wokale, bandżo, dobro), Bena Lovetta (wokale, klawisze, organy), Teda Dwane’a (wokale, gitara basowa). Zadebiutowali w 2009 roku krążkiem Sigh No More wraz z singlem Litte Lion Man. Album osiągnął status platynowej płyty i zdobył ogromną popularność, głównie w Wielkiej Brytanii i Australii.

Album jest bardzo dobry i pozostawia po sobie miłe uczucie ciepła w te dość chłodne dni, co więcej, każdy z muzyków ma bardzo unikalny głos, potrafią doskonale się dopełniać. Wprowadzają niesamowity klimat, podobny do upragnionego powrotu do domu, do prostszego życia, gdzie czeka pyszne ciasto i gorące kakao. Mimo wszystkich tych zalet, nie potrafiłem przywołać w myślach żaden fragment, który by mnie jednym słowem: zachwycił. Widać również duże wpływy Beiruta, nawet wizualnie. Wszystko wydaje się trochę mozolne i wypieszczone na siłę. Trzeba chyba poczekać na kolejny krążek, może będzie dojrzalszy w formie.

Mumford & Sons - Sigh No More
Ocena: 6/10 – solidne

Zdarte podeszwy i sajgon w głowie

Woda zamiast mózgu. Tyle zostało mi w głowie po piątkowej imprezie w lubelskim Soundbarze. W sumie na tym mógłbym skończyć moją wypowiedź, jednak pozbawiłbym Was opisu NIESAMOWITYCH przeżyć z nią związanych. DJ-e od samego początku nie dali nawet chwili na odpoczynek. Co prawda impreza zaczęła się wolniejszymi utworami w stylu Jungle, lecz po około godzinie klubowicze zostali zaatakowani ciężkim uderzeniem szybkich mixów d'n'b. I w sumie taki stan rzeczy trwał aż do samego końca, a jedynym spowolnieniem tempa były przejścia w utworach. Po prostu nie dało się ustać w miejscu. Mimo, że pot spływał z ludzi odpoczynek składał się tylko z szybkiego piwa i papierosa.

Od początku, aż do samego końca parkiet nie pustoszał. Co prawda momentami był aż za bardzo pełny, jednak nie przeszkadzało to w świetnej zabawie. Teraz kilka słów na temat samego lokalu. Niestety nie jest zbyt dobrze oznaczony, a przynajmniej ja nie dostrzegłem żadnych wskazówek ja do niego dotrzeć. Dla zainteresowanych: al. Racławickie 2A - idziemy za budynek, w którym mieści się KFC i tam mamy mały szyld z logo klubu. Niesamowity klimat dają wielokolorowe neony umieszczone na ścianach otaczających parkiet. Wizualizacje połączone z muzyką d'n'b ryją banię. Niesamowita sprawa. Troszkę gorzej jest z miejscami siedzącymi, boxów jest mało (bodajże 3), za to jest pełno miejsc siedzący przy ścianach otaczających bar. Dość ciężko na początku jest się połapać w korytarzach i przejściach ale w połączeniu z czarnym, wręcz minimalistycznym wnętrzem daje to bardzo fajny klimat. Reasumując: każdy kto nie był na tej imprezie ma czego żałować, jednak z tego co wiem będzie jeszcze sporo imprez w stylu d'n'b, a sam klub też jest wart odwiedzenia, nawet w trakcie nocy z muzyką house czy trance.

Z łezką w oku - Freestylers and Pendulum feat. Sir Real - Painkiller (Noisia remix)

piątek, 15 października 2010

Teielte - "Homeworkz"

Gdyby Flying Lotus urodził się w Polsce bez wątpienia pochodziłby z Płocka i nazywał się Paweł Strzelczyk, bo właśnie takie imię i nazwisko nosi Teielte, który 20 września zadebiutował na rynku albumem Homeworkz. Na krążku przedstawiciela JuNouMi Crew nie można nie dostrzec inspiracji producentem z Los Angeles, do czego zresztą sam Teielte się przyznaje. Osiem tracków znajdujących się na albumie płocczanina znakomicie współgra ze sobą, z drugiej jednak strony prowadząc nas po naprawdę ciekawych i niemonotonnych muzycznych krainach.

Downtempo nigdy nie było zbyt popularne w kraju nad Wisłą. Tym bardziej cieszą pozytywne recenzje zarówno z rodzimego podwórka jak i poza granicami. Płyta została ponoć ciepło przyjęta za oceanem, a to chyba najlepsza rekomendacja dla krążka zawierającego miks takich stylów jak właśnie downtempo, dubstep, chillout i instrumental hip-hop. Sam Teielte żartuje zresztą, że podobny materiał mogliby stworzyć Chemical Brothers wraz z zespołem Air i kilkoma drinkami. Może nawet jest w tym trochę racji, choć osobiście Homeworkz kojarzy mi się już bardziej z twórczością Francuzów niż Brytyjczyków.

Dużym plusem jest wybór utworu Dark Voices na singiel. To chyba najlepszy i najbardziej wpadający w ucho kawałek na płycie. Moim zdaniem na drugi singiel powinien pójść Limpid, ale kto by tam się przejmował moją opinią.

Jeszcze parę słów o samym wydaniu. Nakład wynoszący zaledwie 200 egzemplarzy raczej nie rozszedł się w mgnieniu oka, bo zamówienie złożyłem kilka dni po rozpoczęciu sprzedaży wysyłkowej i płytę dostałem, ale i tak cieszę się niezmiernie, że jestem posiadaczem jednego z krążków. Co do okładki to nie powiem, podoba mi się, bo lubię minimalizm w tej dziedzinie. Nie mogę się jednak pozbyć skojarzeń z coverem Cosmogrammy. Czyżby kolejna inspiracja Flying Lotusem? Pomijam to, że płyta została wydana w digipacku za którymi nie przepadam, pominę też to, że moje biedne, schorowane oczy ledwo mogły doczytać się tytułów na tylnej okładce, ale tego, że gdy odpakowałem płytkę i zauważyłem na lusterku kawałek przyklejonej gumy, pominąć już nie mogę! Nie był to może duży kawałek, ale na pewno był lepki, gumopodobny i bez lekkiego porysowania płyty usunąć się nie dał. Ech, czasami zaczynam popierać karę śmierci.

Podsumowując, polska scena muzyczna ma kolejnego artystę, którego w naszym kraju nikt poza grupką zapaleńców nie doceni, natomiast za granicą może stać się równie rozpoznawalny jak Behemot czy Kapela ze Wsi Warszawa. Taka już kolej rzeczy. Mimo to gratuluję bardzo dobrego krążka i proszę o więcej.

Teielte – Homeworkz (2010, U Know Me Records)
Ocena: 8/10 – bardzo dobre

środa, 13 października 2010

52 Dębiec - "Spadłem"

Z czym kojarzy wam się 52 Dębiec? Mi zawsze kojarzył się z kawałkami Kto?, Konfrontacje i z gównianymi kolaboracjami z Doniami, Mezami i Liberami. Jakoś nigdy nie mogłem przekonać się do tego składu, mimo naprawdę rewelacyjnego i charakterystycznego głosu Hansa, o tekstach nie wspominając. A tu wczoraj nagle trafiłem na teledysk do kawałka Spadłem, z ostatniej płyty p.t. T.R.I.P. i... szczena mi opadła! Kapitalny singiel promujący wydany w 2009 roku album, wsparty w dodatku jednym z najlepszych polskich teledysków ostatnich kilku lat. I nie ma w tym stwierdzeniu grama przesady. Klimat, klimat i jeszcze raz klimat.

Jako, że ostatnio z poznańskim rapem bywało różnie, niestety głównie ze względów pozascenicznych, to tak mocna pozycja na moim kanale YouTube'owym, trochę mnie podbudowała. Szkoda, że odkryłem to cudo dopiero rok po premierze, ale jeśli jeszcze tego nie znacie to polecam gorąco. W kawałku gościnnie udziela się Anna Berni, za animację odpowiada Gregory Petitqueux, a montażem zajął się Tomasz Jarosz. Efekt poniżej.

52 Dębiec - Spadłem (2009) - singiel
Ocena: 10/10 - arcydzieło


PS Myślałem, że długo nie znajdę nic na najwyższą ocenę, a tu proszę.

sobota, 9 października 2010

Kelis - "Flesh Tone"

Ten kto kojarzy Kelis wyłącznie z utworami Trick me lub Milkshake musi posłuchać chociaż jednego kawałka z wydanej w tym roku płyty Flash Tone.

Od momentu wydania pierwszej płyty, Kaleidoscope (1999), Kelis czarowała raczej swym ciepłym, głębokim, mającym korzenie gdzieś daleko w Afryce, głosem. Niestety samym wokalem artystka nie rzuciła mnie na kolana. Jest jednak inny argument, dzięki któremu, mimo wszystko zwracam uwagę na jej twórczość. Jest artystką, której nie da się zaszufladkować w konkretnym gatunku muzycznym. Albumy z 1999, 2001, 2003 to R&B i Pop. Na jej przedostatnim krążku, Kelis Was Here (2006), możemy usłyszeć u jej boku chociażby rapera Nasa. Nie powinny więc dziwić jej zdolności do muzycznej metamorfozy.

Kelis - Flesh Tone (2010)

Ocena: 4/10 - przeciętne

wtorek, 5 października 2010

Pogodno – "Wasza Wspaniałość"

No nowej płycie zespołu Pogodno nie zaskakuje mnie prawie nic. Nie zaskakuje wysoki poziom. Nie zaskakują rewelacyjne teksty Budynia. Nie zaskakuje oryginalność i pomysłowość. I tu właśnie pojawia się słówko prawie. Bo rzuca się w oczy jedno odstępstwo od normy. Dojrzałość muzyczna, która wyróżnia nowy krążek na tle innych płyt zespołu. Ta płyta jest poważniejsza i słychać to przez cały album. Nie ma wydzierania się, nie ma tekstów przesiąkających jajcarstwem, Górniczo-Hutnicza Orkiestra Dęta już nie robi nam paparara.

Album, który ukazał się po trzech latach od ostatniego krążka, Opherafolii, nagrany został w zmienionym składzie, ale pozostało najważniejsze. Wokal, teksty i osobowość Kuby Szymkiewicza (czyt. Budynia). Pogodno bez niego nie istnieje, byłoby jak pusta szklanka, jak papierek bez cukierka w środku. A że ciuciu musi być i to najlepiej z najwyższej półki, wielbiciele łakoci wiedzą od dawna. No i kiedy chwytamy w ręce Waszą Wspaniałość dostajemy słodycz, na który liczyliśmy, który nie zawodzi. Na szczególne wyróżnienie zasługują trzy kawałki (a przy dziewięciu na całej płycie to naprawdę dużo): Ciłość, Piosenka terrorystyczna i Czemu wciąż jest czwartek. A reszta raczej nie nudzi i trzyma poziom (może z wyjątkiem Nie 2, które wleciało mi jednym uchem, a wyleciało drugim).

Wasza Wspaniałość nie wejdzie do kanonu polskiej muzyki, nie jest rewelacyjne, ale mimo to jest mocną pozycją na mojej tegorocznej playliście. I na taką właśnie mocną ocenę zasługuje.

Pogodno, Wasza Wspaniałość (2010, Mystic)
Ocena: 7/10 – mocne

sobota, 2 października 2010

Pożegnalny klip od Ortegi

Ortega Cartel, polski skład hip-hopowy działający w Montrealu, w skład którego wchodzą producent Patr00 i raper Piter Pits żegna się z publiką ostatnim teledyskiem, który jest połączeniem dziewięciu [sic!] oddzielnych klipów. W 15-minutowym filmie zobaczymy zwrotki z albumu Lavorama do takich kawałków jak: No to klaśnij, Rap (Mielzky), Nawet jeśli (O.S.T.R.), Sunshine (Karma), Kickflip (Reno, Daniel Drumz), Przedostaje się do płuc (Proceente), Niby się żyje (Finker), Ciągle tu jestem (Spinache) i Czy to coś zmienia. Specjalny klip został wyprodukowany jak zwykle przez Sixteen Pads Records i możecie go obejrzeć na YouTube na kanale Asfalt Records, polskiego wydawcy Ortegi.

Całość opisana jest jako wizualna podróż po kanałach dźwięku i czasu. To kilka lat zawarte w minutach, to twarze ludzi będących częścią Ortegi niekiedy nawet o tym nie wiedząc. Nakręcony w Polsce i Kanadzie teledysk nie jest dodatkiem do płyty ani promocyjnym fikołkiem. To pożegnanie w wielkim stylu. I ten styl widać od pierwszych sekund. Naprawdę solidne podsumowanie działalności zespołu, którego ostatnia płyta mimo, że wciąż świeża, już zdążyła stać się klasykiem. Gorąco polecam.

piątek, 1 października 2010

Początek

Witam wszystkich na blogu Music Terminal. Piszemy o muzyce – profesjonalnie, ale na luzie i bez spinki. O tym co lubimy, o tym co nas kręci, o tym czym chcemy się z wami podzielić. Dużo dobrej muzyki: newsy, informacje, ciekawostki, recenzje, wywiady oraz relacje z koncertów i festiwali. Mamy nadzieję, że wam się spodoba. Trzymson. :)

Obserwatorzy