niedziela, 17 października 2010

Mumford & Sons - "Sigh No More"


Coraz częściej ludzie (również i ja) w muzyce szukają czegoś niszowego, przynależnego do pewnych emocji, imaginacji, subkultury. Zapominają o codzienności, wkraczają w realia stworzone na własne potrzeby, według własnego uznania. Mumford & Sons niszczy mój mały, smutny świat i buduje go na nowo, większy i dużo prostszy. Słuchając ich, miałem ochotę zapakować swoją najlepszą, szarą koszulę (w delikatną, białą kratę) do wysłużonego, skórzanego plecaka, nałożyć czarny melonik na głowę i wyjść, gdziekolwiek, tak po prostu.

Mumford & Sons to czterech gentlemanów z Londynu, grający połączenie folku i rocka, na szczęście z przewagą tego pierwszego. Grupa składa się z Marcusa Mumforda (wokale, gitara, perkusja), Winstona Marshalla (wokale, bandżo, dobro), Bena Lovetta (wokale, klawisze, organy), Teda Dwane’a (wokale, gitara basowa). Zadebiutowali w 2009 roku krążkiem Sigh No More wraz z singlem Litte Lion Man. Album osiągnął status platynowej płyty i zdobył ogromną popularność, głównie w Wielkiej Brytanii i Australii.

Album jest bardzo dobry i pozostawia po sobie miłe uczucie ciepła w te dość chłodne dni, co więcej, każdy z muzyków ma bardzo unikalny głos, potrafią doskonale się dopełniać. Wprowadzają niesamowity klimat, podobny do upragnionego powrotu do domu, do prostszego życia, gdzie czeka pyszne ciasto i gorące kakao. Mimo wszystkich tych zalet, nie potrafiłem przywołać w myślach żaden fragment, który by mnie jednym słowem: zachwycił. Widać również duże wpływy Beiruta, nawet wizualnie. Wszystko wydaje się trochę mozolne i wypieszczone na siłę. Trzeba chyba poczekać na kolejny krążek, może będzie dojrzalszy w formie.

Mumford & Sons - Sigh No More
Ocena: 6/10 – solidne

3 komentarze:

  1. Przyznaję się bez bicia - nie znałem wcześniej. Ale zgadzam się z oceną. Solidne, ale mnie nie porwało, chociaż pewnie sprawdzę cały album. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrzy są. Ale... usłyszałam, zakochałam się, katowałam przez 3 dni i finito. Miłość przeszła. Nie zawładnęli moimi uszami na tyle bym chciała ich słuchać na okrągło. Fajne chłopaki, ale bez szału.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten album przywodzi mi na myśl The Editors z płyty " Smokers..." i ostatnie płyty Kings of Leon. Podoba mi się.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy